14 maja 2012

Urzędnicy zarabiają więcej od premiera

Artykuł ze strony wp.pl

Odpowiada za cały kraj, decyduje o budżetowych wydatkach, idących w miliardy złotych. Dostaje za to ok. 11,5 tys. netto. Dużo to, czy mało? Natomiast jego podwładni – niektórzy spośród ministrów czy dyrektorów departamentów – mogą zarobić z dodatkami nawet o 3 tys. więcej. O kim mowa? O premierze i jego urzędniczej armii.

Płace jak stanęły, tak stoją

Większa odpowiedzialność za mniejsze pieniądze? Nie każdy zgodziłby się na taki układ. Z podobną sytuacją muszą się jednak pogodzić szefowie w wielu placówkach na szczeblach centralnych i wojewódzkich.

Nie wypada tego zmieniać komuś, kto jest premierem. Tym bardziej, że czasy są ciężkie. Zgodnie z zamierzeniami szefa rządu, poziom zasadniczych wynagrodzeń urzędników państwowych nie zmieni się przynajmniej do końca 2015 roku.

Oznacza to maksymalnie długi okres zamrożenia urzędniczych płac. Tkwią one na niezmienionym poziomie już od czterech lat. Są naliczane na podstawie tzw. mnożnika kwoty bazowej, która jest ustalana w ustawie budżetowej, zaś pozostaje niezmieniona od 2008 roku.

To mało komfortowa sytuacja dla samego Donalda Tuska, którego pensja, według danych „Dziennika Gazety Prawnej”, wynosi 16,7 tys. zł brutto. Tymczasem formalnie mu podlegający dyrektorzy generalni często dostają co miesiąc o ponad 3 tys. wyższe od niego gaże. Ich pensje sięgają tym samym pułapu zarobków prezydenckich, które wynoszą nieco ponad 20 tys. zł.

Płace wysokich urzędników państwowych oscylują co najwyżej w granicach poziomu kadry menedżerskiej średniego szczebla. Tak wyglądają relacje między wynagrodzeniami w sferze budżetowej i tymi ze sfery prywatnego biznesu…

Co uchodzi podwładnemu…

Urzędnicy niższych szczebli mogą znacząco podnieść poziom swoich zarobków. W jaki sposób? Na przykład dorabiając na podstawie umowy zlecenia. I to w tym samym miejscu pracy. Według DGP, jeden z urzędów dużego polskiego miasta w ub. roku przeznaczył 1,4 mln zł na zapłatę osobom wykonującym umowy zlecenia i o dzieło. Z tej sumy ok. 400 tys. zł zarobili urzędnicy zatrudnieni w tej placówce.

Okazją do podnoszenia poziomu urzędniczych płac są też programy unijne. Jeśli urzędnik zostanie skierowany do realizacji takiego projektu, może zarobić ekstra nawet ponad 100 tys. zł w ciągu roku. Dokładnie 109 tys. zł miał zarobić rekordzista dzięki unijnemu „wsparciu”. Podobne działania placówek urzędowych są niezgodne z prawem, jeśli zachodzi tu przypadek, w którym urzędnik w ramach projektu robi to, co należy do jego pracowniczych obowiązków. W ten sposób jednak urzędnik z pensją 7 tys. zł z łatwością może przekroczyć stawkę, jaką za pracę otrzymuje jego przełożony – burmistrz czy prezydent miasta. 

Nie tylko u nas…

Sytuacje, w których podwładny zarabia więcej od szefa, w urzędach państwowych nie są zresztą niczym nowym. Co więcej, samemu szefowi zdarza się o tym nie wiedzieć. Dla przykładu, w 2008 roku prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego przyznał się do zarobków w wysokości 9 tys. zł. Wywołało to zdziwienie ówczesnej minister edukacji Katarzyny Hall, która „przyznała się” do zarobków o ok. 1 tys. zł mniejszych.

Zdumionym takim rozdźwiękiem między płacą a odpowiedzialnością i zasięgiem kompetencji można przytoczyć informację z Włoch. Tam przy okazji ujawniania pensji pracowników rządowych okazało się, że woźny w senacie zarabia… cztery razy więcej niż dyrektor bardzo znanej galerii sztuki, odpowiedzialny na co dzień za obrazy mistrzów tej miary, co np. Leonardo da Vinci. Dyrektor zarabiał 1780 euro, z czego wniosek, że gaża woźnego musiała oscylować w granicach 8 tys. euro!
 

0 komentarze:

Prześlij komentarz